Nagroda Piotrusia Pana
Grzegorz Łobas
17-letnia Szarańcza
Wyszli jak odra, z dnia na dzień, i następnej nocy, i następnej,
plamiąc każdą skrzynkę pocztową i klon, latarnię i chodnik,
z żywymi wykwitami skórnymi, zapowiadającymi
życie jedenastoletniego chłopca, które zwykle
zmieniały się stopniowo, podobnie jak powolny postęp epok geologicznych.
Zabijałem czas, licząc tablice rejestracyjne spoza stanu
pass through the „Rozdroża narodu”
w drodze do ekscytujących miejsc o egzotycznych nazwach
Tennessee Utah Vermont — aż do muzyki cykady
intonacja chichitchitchitchachachachacha,
stała się milionowym pomnożeniem,
kakofoniczny skirl, skrzydlaty wir,
bunt życia wyłaniający się z ziemi, brzęczący z chmur.
Uwielbiałem rozmowę o żywym krajobrazie,
ich kolczasty chód i chitynowe muszle
pozostawione jako chrupiące dowody transformacji.
Ryby jadły dobrze w tym roku, a ptaki,
i dowiedziałem się, co oznacza wszechobecny, zanim dowiedziałem się, że to słowo istnieje.
Błędy przywróciły mi wiarę w mit.
Może nie było Świętego Mikołaja, ale może być Wielka Stopa. Może.
Albo prawdziwych najeźdźców z Marsa. Nie wiesz;
spójrz na czerwonookie, skrzydlate roboty-traktory, które opanowały świat.
Pewnego ranka odkrywaliśmy naszą nową krainę dźwięku i ruchu
Johnny Masterson, piegowaty jak szarańcza, wziął swój kij,
ten sam, który spowodował pojawienie się czerwonej szarańczy na wardze mojego brata,
wybrał jednego pechowego pełzacza z chodnika,
wyrzucił go w powietrze i zamachnął się w kierunku ogrodzenia.
pif. Poszło pif
na końcu swojego kija. Płaski dźwięk śmierci
został pochłonięty przez zgiełk żywych,
sposób, w jaki kondukt pogrzebowy zatrzymuje ruch na minutę,
ale o jedną przecznicę dalej wszyscy pędzą jak rój owadów.
Nie wiem, jakimi innymi nietoperzami Johnny mógł machać w swoim czasie.
Ja, przyszedłem mierzyć moje życie w krokach co 17 lat.