Nagroda im. Johna H. Bennetta Jr
Dennis Ward Stiles
Johna Bennetta
John Bennett jest stary, nie może spać, nieważne
że jest późno. Błyskawica, potem trzask bicza
grzmotów Karoliny i ulewnego deszczu
które przypominają mu, że zaszedł daleko
z Ohio i Nowego Jorku, z cornrows
w wieczornym wietrze, od zmarszczek
The Daily News schodzi z prasy
od syku gazu, od którego zrobiło mu się niedobrze
i poprowadził go w dół mapy do Susan Smythe
którego ręce i głos były miękkie.
Tutaj znalazł historię z biczem
i flagę, którą nigdy nie machał.
Jego mistrz Skylark szybował wysoko
i miał trochę luzu. Przyniósł swoje farby
jego stara gitara, mapa indiańskich kopców, kardynał
wypchał. Rzeźbił i wycinał, budował zabawki
żartował i bawił się, i kochał śmiech Murzynów.
Śpiewał mu lokalny język, kwakanie kaczki
Gullah, biała lilt plantacji, smyczki
rozmów, które latały i plątały się w powietrzu.
Pomógł DuBose, Josephine i Hervey
okrzyknął Yatesa Snowdena przyjacielem, wyszydził
swoje jankeskie korzenie i pozostał w połowie jankeski
na południu, uśmiechając się, gdy pisał.
Dziś wieczorem mruży oczy, jego oczy słabną ze starości, nie jest pewien
co jest za ścianą
czarne oświetlenie zostało po lewej stronie.
Zmarli z Charleston powoli się uspokajają.
Niektórzy walczyli ze śmiercią i wygrali rundę.
Więcej raz pocałowało Diabła i przegrało.
Powstają z mroku, pleśni, burzowej mgły
poranny dym i bagno. Opowiedział ich historie.
Mruga, a wieczny chłopiec w nim mruga.